Nie
byłam pewna, czy upadek z oszalale cwałującego konia byłby śmiertelny, ale
zapewne tak. Instynktownie położyłam się płasko na grzbiecie Cuzca i objęłam
jego szyję. Nie myślałam zbytnio nad tym co robię, wydawało mi się, że w ten
sposób utrzymam się dłużej. Niestety była to nikła nadzieja. W tym
szaleńczym biegu, ledwie zdążyłam zauważyć przesuwający się krajobraz. Na
szczęście Cuzco czując mój dotyk trochę się uspokoił, jednak pomimo tego nadal
biegł z niebezpieczną prędkością.
- To ja
Cuzco. Spokojnie, nic Ci nie grozi - Spokojnym głosem przemawiałam do konia
Na
dźwięk mojego głosu koń zaczął się uspokajać. Mówiłam do niego jeszcze trochę,
aż zaczął zwalniać. Przeszedł najpierw do szybkiego, a potem do wolnego galopu,
następnie do kłusa, aż wreszcie do stępa. Zatrzymałam go i od razu z niego
zsiadłam, żeby znowu gdzieś mnie nie poniósł. Od razu chwyciłam go za grzywę i
małymi krokami prowadziłam po małej łące będącej blisko drogi. Kiedy uznałam,
że już ochłonął, pozwoliłam mu się zatrzymać. Cuzco mocno drżał i był pokryty
potem. Wzięłam jakąś trawę i zaczęłam go wycierać, zaczynając od nóg. Gdy
wytarłam go całego, pozwoliłam mu się trochę popaść, mając go jednak cały czas
w zasięgu wzroku i słuchu. Koło mnie leżał na ziemi dość duży kamień, na którym
usiadłam.
- No
chłopie, sprawiłeś mi niezły wycisk. - zwróciłam się do konia, stojącego blisko
mnie
Cuzco tylko
parsknął w odpowiedzi
- Jutro będę
miała przez ciebie zakwasy -potarmosiłam go przyjaźnie za uszami
Wyciągnęłam
rękę przed siebie, chcąc pogłaskać Chaosa. Jednak natknęłam się na
pustkę, więc zaczęłam szukać kota wzrokiem. Dopiero wtedy zauważyłam brak
zwierzęcia. Do głowy przyszła mi straszna myśl. Chaos mógł spaść z Cuzca - co
nie było trudne w jego pędzie.
- Chaos! –
zawołałam, pełna nadziei, że kot jest gdzieś w pobliżu.
Odpowiedziała
mi jedynie głucha cisza, no tak, w końcu czego ja się spodziewałam? Chaosa,
który nagle pojawi się znikąd? Na wszelki wypadek zawołałam raz jeszcze, i
jeszcze, i jeszcze, aż w końcu moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa.
- Chaos,
gdzie jesteś? - wyszeptałam - wróć proszę...
Gdy
nie doczekałam się i tym razem odzewu, zaczęłam zastanawiać się, gdzie kot
morze być. Do niczego jednak nie doszłam, przecież Chaos mógł spaść chwilę
temu, a mógł już na początku biegu. Poczułam się rozdarta, z jednej strony
chciałam od razu iść na poszukiwanie kota, ale z drugiej nie mogłam zostawić
Cuzca samego. Gdyby się znowu spłoszył mógłby ponownie pognać przed siebie, a
wtedy pewnie zostałabym sama na tym odludziu.
Dopiero,
po jakimś czasie zauważyłam, że zbliżał się zmierzch. Dopóki słońce jeszcze
świeciło, rozejrzałam się po terenie, w którym aktualnie przyszło mi się
znajdować. Była to mała łączka szczodrze ozdobiona trawą i kwiatami. Łączkę otaczało
kilka drzew, a w jej centrum rosła rozłożysta wierzba. Wokół rośliny leżało
dość dużo porozrzucanych gałęzi. Cała łąka wyglądała pięknie na tle
zachodzącego słońca. Podeszłam do drzewa, sprawdzając, czy dałoby się na nie
wspiąć. Gdyby tak, to mogłabym przeczekać na nim noc, a z rana poszukać kota.
Cuzca przywiązałabym kawałkiem liny do jednej z niższych gałęzi, na szczęście
nie ściągnęłam mu kantara. Podniosłam głowę przyglądając się konarom drzewa,
większość była wystarczająco mocna, aby utrzymać mój ciężar, należało by jednak
złączyć je jakimiś osobnymi gałęziami. Spojrzałam na gałęzie leżące u stóp
drzewa, gdyby tylko udało mi się jakąś je przenieść na szczyt.
Akcja coraz bardziej się rozkreca, mam niedosyt.Czekam na kolejny rozdział,życzę duuużo weny :) Pozdrawiam Ola Mirosia
OdpowiedzUsuń