poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział V Dylemat


Nie byłam pewna, czy upadek z oszalale cwałującego konia byłby śmiertelny, ale zapewne tak. Instynktownie położyłam się płasko na grzbiecie Cuzca i objęłam jego szyję. Nie myślałam zbytnio nad tym co robię, wydawało mi się, że w ten sposób utrzymam się dłużej. Niestety była to nikła nadzieja. W tym szaleńczym biegu, ledwie zdążyłam zauważyć przesuwający się krajobraz. Na szczęście Cuzco czując mój dotyk trochę się uspokoił, jednak pomimo tego nadal biegł z niebezpieczną prędkością.

  - To ja Cuzco. Spokojnie, nic Ci nie grozi - Spokojnym głosem przemawiałam do konia

Na dźwięk mojego głosu koń zaczął się uspokajać. Mówiłam do niego jeszcze trochę, aż zaczął zwalniać. Przeszedł najpierw do szybkiego, a potem do wolnego galopu, następnie do kłusa, aż wreszcie do stępa. Zatrzymałam go i od razu z niego zsiadłam, żeby znowu gdzieś mnie nie poniósł. Od razu chwyciłam go za grzywę i małymi krokami prowadziłam po małej łące będącej blisko drogi. Kiedy uznałam, że już ochłonął, pozwoliłam mu się zatrzymać. Cuzco mocno drżał i był pokryty potem. Wzięłam jakąś trawę i zaczęłam go wycierać, zaczynając od nóg. Gdy wytarłam go całego, pozwoliłam mu się trochę popaść, mając go jednak cały czas w zasięgu wzroku i słuchu. Koło mnie leżał na ziemi dość duży kamień, na którym usiadłam.

 - No chłopie, sprawiłeś mi niezły wycisk. - zwróciłam się do konia, stojącego blisko mnie

 Cuzco tylko parsknął w odpowiedzi

 - Jutro będę miała przez ciebie zakwasy -potarmosiłam go przyjaźnie za uszami

Wyciągnęłam rękę przed siebie, chcąc pogłaskać Chaosa. Jednak natknęłam się na pustkę, więc zaczęłam szukać kota wzrokiem. Dopiero wtedy zauważyłam brak zwierzęcia. Do głowy przyszła mi straszna myśl. Chaos mógł spaść z Cuzca - co nie było trudne w jego pędzie.

  - Chaos! – zawołałam, pełna nadziei, że kot jest gdzieś w pobliżu.

Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza, no tak, w końcu czego ja się spodziewałam? Chaosa, który nagle pojawi się znikąd? Na wszelki wypadek zawołałam raz jeszcze, i jeszcze, i jeszcze, aż w końcu moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa.

  - Chaos, gdzie jesteś? - wyszeptałam - wróć proszę...

Gdy nie doczekałam się i tym razem odzewu, zaczęłam zastanawiać się, gdzie kot morze być. Do niczego jednak nie doszłam, przecież Chaos mógł spaść chwilę temu, a mógł już na początku biegu. Poczułam się rozdarta, z jednej strony chciałam od razu iść na poszukiwanie kota, ale z drugiej nie mogłam zostawić Cuzca samego. Gdyby się znowu spłoszył mógłby ponownie pognać przed siebie, a wtedy pewnie zostałabym sama na tym odludziu.  

Dopiero, po jakimś czasie zauważyłam, że zbliżał się zmierzch. Dopóki słońce jeszcze świeciło, rozejrzałam się po terenie, w którym aktualnie przyszło mi się znajdować. Była to mała łączka szczodrze ozdobiona trawą i kwiatami. Łączkę otaczało kilka drzew, a w jej centrum rosła rozłożysta wierzba. Wokół rośliny leżało dość dużo porozrzucanych gałęzi. Cała łąka wyglądała pięknie na tle zachodzącego słońca. Podeszłam do drzewa, sprawdzając, czy dałoby się na nie wspiąć. Gdyby tak, to mogłabym przeczekać na nim noc, a z rana poszukać kota. Cuzca przywiązałabym kawałkiem liny do jednej z niższych gałęzi, na szczęście nie ściągnęłam mu kantara. Podniosłam głowę przyglądając się konarom drzewa, większość była wystarczająco mocna, aby utrzymać mój ciężar, należało by jednak złączyć je jakimiś osobnymi gałęziami. Spojrzałam na gałęzie leżące u stóp drzewa, gdyby tylko udało mi się jakąś je przenieść na szczyt.

1 komentarz:

  1. Akcja coraz bardziej się rozkreca, mam niedosyt.Czekam na kolejny rozdział,życzę duuużo weny :) Pozdrawiam Ola Mirosia

    OdpowiedzUsuń