niedziela, 27 marca 2016

Rozdział IV Kretyn na drodze

Z początku spokojnie kłusowaliśmy po leśnej ścieżce. Czułam pod sobą pracę mięśni konia. Powinnam częściej jeździć na oklep! Ścisnęłam kolanami lekko boki Cuzca, na co koń ochoczo przyśpieszył do wolnego galopu. Ta ścieżka była dosyć często wykorzystywana do jazdy w teren, ze względu na piękny krajobraz, przez uczestników szkółki jeździeckiej, prowadzonej przez ojca Madison. W dużej mierze, to dzięki niemu zaczęłam jeździć. W sumie, to jazda konna jest jak narkotyk. Uzależnia. Ale w dobrym yego słowa znaczeniu! (O ile takie istnieje)
 Z zamyślenia wyrwał mnie cichy pomruk kota. A no tak. Ścieżka w tym miejscu rozwidlała się na dwie odnogi. Po lewej była mini trasa do crossu, a po prawej ścieżka ciągnęła się, aż do drogi, która z kolei prowadziła do miasta. Wybrałam prawą odnogę. Zwolniłam z Cuzco'iem spowrotem do kłusa, gdyż ścieżka niedługo miała przejść w asfaltową drogę. Jeszcze przez pół godziny spokojnie jechaliśmy, aż w końcu skończył się las i przez nami rozciągała się asfaltówka. Cuzco stanął niepewny, czy ma iść dalej. Nie dziwiłam mu się. Jeszcze nigdy nie wyjeżdżaliśmy poza kraniec lasu, ewentualnie byliśmy na konkursach, ale wtedy to przyczepa taty po nas przyjeżdżała. Koń parsknął i spojrzał na mnie.
  - Tak, idziemy - wyszeptałam poklepując delikatnie konia
   Cuzco ponownie parsknął, jednak tym razem poszedł pewnie przed siebie. Przez chwilę było spokojnie. Cuzco szedł przed siebie, a Chaos wtulił się w zgięcie mojego łokcia. Ale nie może być tak pięknie, prawda? Czy zawsze na drodze musi być jakiś kretyn? A Nagrodę Nobla otrzymuje... kretyn pędzący sportowym samachodem pędzący 120 km w trudnych warukach, po zmroku. Brawa dla niego! Niech pan nam opowie, jak osiągnął pan taki poziom głupoty! Do to się rzatko zdarza! Galę nagród przerwał Cuzco, który od razu się spłoszył.
  Do samochodu podchodził z wielką nieufnością, ale i tak działo się to tylko, kiedy ja byłam w pobliżu. Koń pognał przed siebie pełnym galopem, by chwilę później przejść do cwału. Przez kilka minut nawet dobrze mi szło utrzymywanie się na grzbiecie Cuzca, aż w końcu zaczęłam się zsuwać z jego grzbietu.
~*~
 - Coś ty zrobiła?! - wrzasnęła z nieukrywaną wściekłością na Onimuru
   Młoda bogini skuliła się ze strachu, na dźwięk głosu władczyni. Królowa była niezwykle mądrą, ale i groźną boginią. Zwłaszcza, kiedy była wściekła, a w tym momencie była BARDZO zła.
  - A-ale P-pani, j-ja ty-tylko wy-wypełniałam ro-rozkazy - powiedziała drżącym głosem Onimuru
  - Zamilcz! - warknęła boginii
   Dziewczyna jeszcze bardziej skuliła się w sobie. Z lękiem uniosła oczy na władczynię. Sala, w której się znajdowały była naprawdę piękna. Jej głównymi barwami były, choć należały do królowej nie, czerwień i złoto, a błękit i srebro. Tron władczyni był wykonany z księżycowego światła i wytwarzał przedziwną aurę, zależną od nastroju bóstwa. W tym momencie aura nie przedstawiała, żadnego pozytywnego uczucia. Od wejści, aż do tronu rozciągał się piękny biały dywan. Na ścianach były różnorakie malowidła, każde przedstawiało scenę z życia, choć w większości były to krajobrazy i pejzaże. Dziewczyna ponownie zadrżała i momentalnie spuściła wzrok na posadzkę wykonaną w całości z paletoindu - metalu bogów. Zazwyczaj dzieciom śmiertelnych nie wolno było nawet wchodzić pałacu, a co dopiero, do sali tronowej! Bogini, tak ukochała jednak tę ziemską istotę, że po jej śmierci, przywróciła ją do życia, a co więcej nawet uczyniła ją bóstwem i pozwoliła mieszkać w pałacu. Onimuru wiedziała, że wystarczyło jedno skinienie jej Pani, aby dziewczyna zmieniła się w nic nie znaczący pył.
 - Ona nie miała się dowiedzieć. Nie w ten sposób. Miała odkryć to na swój sposób, w swoim czasie. Trudno teraz już nic nie zrobimy. - powiedziała władczyni znacznie spokojniejszym głosem - A teraz odejdź i staraj się nie zepsuć nic więcej.
 - Tak Pani - dziewczyna nie wierzyła we własne szczęście. Nie dość, że żyła, to jeszcze mogła dalej mieszkać w pałacu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz